Cześć i czołem!
Za nami majowy weekend i szaleństwo zakupów. Na szczęście, bo poszłabym z torbami. Najechała na nas rodzinna szarańcza ;)
Odwiedziły mnie między innymi dwie kobitki i jak to kobitki nie omieszkałyśmy skoczyć na małe zakupki. Zrobiłyśmy sobie wypad do Ursusa. Kupiłam sobie kilka rzeczy, które Wam pokażę w następnym poście, bo muszę porobić zdjęcia.
Weekend majowy miałam bardzo udany, pełna chata ludzi, zadyma i tylko pogody brakowało. Dzieci szalały, mało ścian nie poprzestawiały. W sobotę trochę się przejaśniło, więc spakowaliśmy się do samochodów żeby zaliczyć obowiązkowy punkt programu czyli zoo.
Było słonecznie, nie było tłoku, zwierzęta też były zadowolone, że mogą tyłki wygrzać. Zawsze z przyjemnością odwiedzam warszawskie zoo.
Na pożegnanie misiu pomacha Wam łapką ;)
Życzyłabym sobie więcej odwiedzin i takich weekendów!
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz